poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Liebster Award

Na początek przepraszam, że dopiero teraz dodaje tę notkę, ale przyznam, że ostatnio nie miałam za wiele czasu i nawet nie zajrzałam na tego bloga. Klasa 3 gimnazjum, egzaminy i te sprawy. Do tego dochodzą sprawdziany, testy, pytania, kartkówki i wszelkie inne zachcianki nauczycieli. W każdym bądź razie teraz już jestem i właśnie dodaję notkę.

Po pierwsze bardzo dziękuję za tę nominację. Nigdy w życiu nie spodziewałam się, że mogę zostać wybrana do Liebster Award. Czytam wiele blogów i nagrody zawsze dostają te genialne, które wręcz ubóstwiam.
Osobiście moje opowiadanko uważam za coś, czym chcę się podzielić, bo po prostu miałam [i mam nadal] pomysł. Nie myślałam, że to fanfiction zasłuży na taką nominację. W każdym bądź razie dziękuję.

Pierwszy raz piszę coś takiego, więc może nie będę przedłużać i według kolejności, chyba najpierw są pytania <z tego co wiem>.

No więc:

Pytania do mnie 

1. Jak spędzasz czas wolny, co wtedy robisz? 
Ojej, więc ogólnie pisząc robię wszystko i nic. Zależy od dnia. W tygodniu pół dnia jestem w szkole, więc po południu mam dwie możliwości. Jeżeli mam chęci i ochotę idę się spotkać się z przyjaciółmi. Wtedy, albo razem zamulamy <muzyka i te sprawy> lub robimy coś bardziej pożytecznego, jak pójście na spacer. Gdy mam wolne <czytaj weekend> potrafię cały dzień zamulać i dosłownie na przykład leżeć oglądając jakieś filmy bądź też opcja druga -> przyjaciele i znajomi. A w tej wersji dużo możliwości.

2. Jaką masz ksywkę?
Ciekawa sprawa. Znalazłoby się kilka, ale wolałabym ich w tej chwili jeszcze nie ujawniać. Może kiedyś.

3. Ulubiony owoc, warzywo, napój?
Hmmm, trudne to pytanie >.<
Szczególnie co do owoców, bo akurat w tym temacie to uwielbiam owoce. Jeżeli jednak mam już wybrać to będzie to chyba arbuz.
Kwestia warzyw jest o wiele łatwiejsza. Dziękuję haha xD Otóż, ponieważ jakoś dużo warzyw nie jadam; po prostu nie przepadam i mam kilka które jem wybiorę marchewkę.
Napój. Po prostu sok pomarańczowy xD

4. Czemu piszesz bloga? 
Kiedyś w głowie powstał mi pomysł na ten właśnie temat. Na początku nie miałam w planach zakładać bloga, ale raz nudziłam się no i o to powstał -> z nudów.

5. Jaka jest Twoja najlepsza cecha charakteru? 
Przyznam szczerze, że nigdy się nad tym nie zastanawiałam, więc jest to decyzja podjęta w tej chwili xD
Teraz, kiedy to piszę, nagle do głowy wpadają mi kolejne, ale chyba ambitność. Zawsze staram się osiągnąć cel nawet jeżeli długo to trwa.

6. Czego w sobie nie lubisz? 
Uważam, że jestem zdecydowanie zbyt miła dla ludzi, no ale taki już mój charakter. Zawsze się innymi przejmuje i najchętniej bym wszystkim pomogła. Kiedyś się to na mnie odbije, no ale mówi się trudno. Nie zmienię tego.

7. Ulubiona piosenka? 
Ojej. Eminem ft. Rihanna - The monster?

8. Ulubiony film?
Wybaczcie, ale nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Zbyt dużo filmów >.<

9. Wolisz komedie czy horrory? Dlaczego?
Zdecydowanie horrory. Dlaczego? Przyznam, że nie mam jakiegoś szczególnego powodu. Po prostu jakoś bardziej je preferuję i, gdy mam wybór zazwyczaj je wybieram. Co nie znaczy, że nie oglądam komedii xD O nie. One również należą do gatunku, który oglądam ; )

10. Ulubiony przedmiot w szkole? 
Nie odpowiem na to pytanie xD Nie umiem, gdyby ktoś pytał o powód. I nie dlatego, że z dużo do wyboru.

11. Jak masz na imię? 
Kinga :)

Druga rzecz to blogi, które ja nominuję. Ponieważ, gdzieś zagubiłam moją kartkę z listą blogów, które czytam nominuję tylko dwa >.< Te są zapisane u mnie na liście, więc...

- http://summer-love-fanfiction.blogspot.com/
http://onewayoranother-one-direction.blogspot.com/

Trzecią sprawą są pytania ode mnie. Tak więc:

1. Opisz jakąś śmieszną sytuację w szkole. 
2. Z jakiego przedmiotu jesteś najlepsza, z jakiego - najsłabsza? 
3. Ile masz lat? 
4. Kim chciałabyś być w przyszłości? 
5. Gdzie chciałabyś kiedyś mieszkać? 
6. Kogo słuchasz poza One Direction? 
7. Komedia, kryminał, horror czy romantyczny? Dlaczego? 
8. Jakie kraje chciałabyś odwiedzić? 
9. Wolisz sukienki/spódniczki czy spodnie? 
10. Ulubiony kolor? 
11. Jaki masz telefon? 






wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział 4

*Harry's P.O.V*

- Co to do cholery jest? - zapytałem głośno spoglądając po kolei na każdego z nich.
- To - zaczął Liam, który znikąd pojawił się przed moimi oczyma - to, mój drogi jest Twój nowy mundurek - dokończył, a ja spojrzałem na niego wzrokiem pełnym gniewu.
- Widzę co to jest idioto. A to było pytanie retoryczne - odparłem znowu podnosząc na nich ton. Tak, gdyby mój wzrok mój zabijać już dawno leżeli by trupem. - A po co to kurwa? - zadałem kolejne pytanie.
- Ja sądzę, że to pytanie retoryczne - powiedział Niall. Oj stary, nie zadzieraj ze mną.
- Ja pierdole. - powiedziałem głośno.
- Czy możesz być mniej agresywny? Nie zapominaj, że w tej chwili jeszcze; podkreślam słowo jeszcze, jesteś celebrytą. Szczególnie wśród młodych ludzi, a nawet dzieci. Nie powinieneś używać niestosownych słów. Rozumiesz? I nie odpowiadaj na to, to było pytanie retoryczne. - powiedział manager uśmiechając sie triumfalnie.
- Co wy z tymi pytaniami retorycznymi? - zapytałem - I nie, to nie było pytanie retoryczne!
- Sam zacząłeś - odpowiedział Louis.
- Ughhh. - wymamrotałem
- Ej, nie jest źle. - zaczął Zayn. Oh, doprawdy? - Musisz tylko pochodzić trochę do tej szkoły. - ciągnął dalej - i ją ukończyć. Oczywiście z miarę dobrym wizerunkiem. - dokończył
- Pamiętaj. Jesteś kujonem. K U J O N E M. Nie możesz być niegrzeczny. Musisz być trochę strachliwy i - mówił Niall, ale ja mu przerwałem
- Ja strachliwy? - zapytałem - Ja? Zdajesz sobie sprawę z tego, że to nie wyjdzie? Jak ktoś mnie wkurzy to mu przywalę - odparłem siadając na fotelu, który stał niedaleko garderoby.
- Powiedziałeś, że jesteś dobrym aktorem - dopowiedział manager - Więc bądź tym dobrym aktorem przez cały rok szkolny. - dokończył
- Tak więc, za kilka dni jest rozpoczęcie roku szkolnego i od tamtej pory Twoje imię i nazwisko to Marcel Smith. Idealnie prawda? - zapytał Louis.
- Na początku miałeś pochodzić z innego kraju. - zaczął Liam
- Wiesz, Włochy, Niemcy, Szwecja, Polska, czy coś. - ciągnął Zayn
- Ale stwierdziliśmy, że języka nie umiesz, więc to odpada - powiedział Niall
- Ej, francuski umiem. - broniłem moje umiejętności językowe
- Ale Francji nie uwzględnialiśmy - powiedział Lou
- Ughhh. - po raz kolejny dzisiaj wydałem z siebie dźwięk oburzenia.
- No więc. - zaczął manager - Panie Harry Styles.
- Marcel Smith - wtrącił Niall
- Tak, właśnie. - odchrząknął McCartney. - Panie Marcel Smith - zatrzymał się - powodzenia w szkole już niebawem - uśmiechnął się zwycięsko
- A walcie się wszyscy - wykrzyknąłem - Myślałem, że jesteśmy przyjaciółki - zwróciłem się do Nialler'a, Zayn'a, Liam'a i Louis'a
- Bo jesteśmy - powiedział Niall
- Chcemy Ci tylko pomóc - dokończył Liam
- Jeśli Wy to nazywacie pomo - zacząłem
- Tak, nazywamy to pomocą. Wierz, lub nie, ale ostatnio jesteś totalnym idiotą. - powiedział bez jakiegokolwiek zawahania Liam. Nie spodziewałbym się, że to właśnie od niego usłyszę takie słowa.
Po wypowiedzianym zdaniu przez Daddy'iego wszyscy opuścili mój pokój jednocześnie zostawiając mnie tam samego. Serio? W takiej chwili? Potrzebuję wsparcia tych przyjaciół, w końcu mam się niedługo uczyć. Znowu. Wróć. Jak ja mam być kujonem do cholery? Przecież nie byłem żadnym prymusem, żeby teraz wszystko wiedzieć. Ughhh...

Po godzinie rozpaczania z mojego losu na najbliższy rok, zszedłem na dół do kuchni w celu przyrządzenia sobie nocnej przekąski. Tak, było już grubo po północy, a ja urządzałem sobie wycieczkę krajoznawczą w lodówce. Sałata, jakiś ser, jogurty, pepsi... Po ujrzeniu samotnej puszki pepsi na jednej z półek postanowiłem ją przygarnąć i z niej zrobić moją "przekąskę". Wprawdzie nie byłem nawet głodny, więc to było idealne rozwiązanie, gdyż nie chciało mi się niczego przygotowywać.

31 sierpnia
Obudziłem się około południa. Boże, to już jutro. Nadal nie wierzę, że mam być jakimś idiotą i paradować w jakiś gejowskich ciuszkach po szkole. Dodatkowo, dzisiaj pojawi się u mnie stylistka, która uczesze mnie pierwszy raz na Marcela No tak, w końcu nie mogą poznać słynnego Harry'ego Stylesa. Idioci. Wszyscy.
Wcześniej zapowiedziana kobieta pojawiła się na progu mojego domu równo o godzinie szesnastej. Co za punktualność. Od jutra też muszę taki być. Dziewczyna miała ze sobą walizkę dosyć pokaźnych rozmiarów, swoją drogą z wszelkimi akcesoriami do make-up'u, którym zawsze nas torturuje. Mogła zabrać ze sobą tylko potrzebne rzeczy, ale po co; lepiej wziąć przyrządy, których używa do innych ludzi.

Anna, bo tak miała na imię owa kobieta ruszyła za mną do mojej garderoby.
- To teraz usiądź wygodnie, co? - zapytała
- Ta, jasne  - odparłem bez większego entuzjazmu.
- Może uśmiech jakiś, hm? - kolejne pytanie padło z jej ust. Ja jej tu nie zapraszałem i również ja nie wymyśliłem tego całego gówna.
- Nie, raczej nie - odparłem
- Przyjaciele się o Ciebie martwią, wiesz o tym - powiedziała wyciągając bodajże gumę do stylizacji włosów.
- Nie sądzę, by się o mnie martwili. Potrzebują rozrywki, więc to wymyślili. - zacząłem - A jeżeli tego nie wykonam wylecę z zespołu. - dokończyłem moje jakże twórcze zdanie polegające na powtórzenie słów managera.
- Zmieniłeś się - powiedziała tylko i zaczęłam ogarniać moje włosy - Ej, Harry, patrz chociaż jednym okiem jak to jest zrobione, jasne? - zapytała
- Czemu? - odpowiedziałem pytaniem, gdyż zdziwiły mnie jej słowa.
- No ty chyba nie myślałeś, że będę do Ciebie codzienne z rana przychodzić tylko po to, żeby Cię uczesać - powiedziała pewnym siebie głosem
- Tak właśnie myślałem - odparłem podpierając głowę o podłokietnik na krześle.
- Wyprostuj się - powiedziała - Nie Harry, będziesz to robił sam - dokończyła
- Yhm - mruknąłem

Po kilkunastu minutach czułem tą całą stylizację na głowie. Ile ona tego tam dała?
- Ta dam - powiedziała po założeniu na twarz kolejnego dodatku, którym okazały się okulary. Brzydkie okulary. Sklejone okulary. Jednym słowem - idiotyczne.  No proszę Was! Wy tak na poważnie? Modliłem się w duchu , aby okazało się to tylko głupim żartem. Niestety.
- Ty żartujesz, prawda? - spojrzałem na moje odbicie w lustrze.
- Nie, to twój nowy image jako ucznia. - odpowiedziała - No to ja się będę zbierać. Cześć. - powiedziała i ruszyła do drzwi. - Aha - zatrzymała się przy otwartych już przez nią drzwiach. - Te wszystkie rzeczy potrzebne do tego zostawiłam Ci na szafce - dokończyła i zamknęła za sobą drzwi, a ja po raz kolejny spojrzałem na siebie w lustrze. Nadal nie mogłem uwierzyć, że z takiego ładnego chłopaka zrobiła ze mnie... to.

Po umyciu głowy zszedłem do salonu, aby zobaczyć mój plan lekcji na najbliższe pół roku. No tak, jakoś wcześniej nie zainteresowało mnie to zbytnio. Wziąłem do ręki teczkę pozostawioną tu ostatnio przez McCartneya i wyjąłem plik kartek. Jakieś dokumenty i te sprawy. O, rozkład zajęć. Matma, historia, angielski, sztuka...  Po przejrzeniu stwierdziłem, że nie chce mi się kolejny raz robić tych wszystkich zadań i pisać tych wszystkich testów. To denerwujące. Gdzie czas na rozrywkę? 

W ten dzień poszedłem spać wyjątkowo wcześnie jak na mnie. Punkt 23:00 leżałem już w łóżku próbując zasnąć. Nie mogę zaspać. Nie ma mowy. Z powodu trudności z zaśnięciem, pewnie przez jutrzejszy dzień sprawdziłem jeszcze raz, czy, aby na pewno ustawiłem budzik. 6:30 - włączony.
Obróciłem się na drugi bok i spojrzałem w okno i nie wiedząc kiedy, myśląc - zasnąłem

Ughh... Kto dzwoni o tej porze? Przeciągnąłem palcem po czerwonym znaczku w celu wyłączenia dzwonka. Znaczy dla mnie bardziej plamce, gdyż miałem jeszcze lekko zamazany obraz i poszedłem dalej spać.

7:00 - McCartney. Znowu on? Czego ten koleś chce? 
- Czego znowu? - zapytałem agresywnie
- Jakie znowu? Uspokój się - zaczął - Po pierwsze dzwonie pierwszy raz i po drugie w celu sprawdzenia jak idą przygotowania do dzisiejszego dnia. - powiedział
- Dzisiej... - zacząłem - Ah, tak dzisiejszego. Pamiętam, oczywiście - odpowiedziałem szybko zdając sobie sprawę z aktualnego dnia.
- Domyślam się, że zaspałeś i właśnie Cię obudziłem - powiedział - Powinieneś mi dziękować - dodał
- Jasne, a jednorożce latają - mruknąłem
- Nie spóźnij się, bo wylatujesz. Pamiętaj - powiedział, po czym się rozłączył

Odłożyłem telefon i biegiem ruszyłem do garderoby. Na 8:30 jest uroczystość, a jeszcze dojechać tam trzeba. Dalej Styles, dalej.  


__________________________________________________

Okey, więc.... Ta dam! Jest rozdział. Tak jak chcieliście :) Mam nadzieję, że się spodoba, bo osobiście nie jestem do niego zbytnio przekonana. Miałam tyle pomysłów i nie wiedziałam jak to wszystko ubrać. XD
Z góry dziękuję za opinię ; )

piątek, 28 marca 2014

Powrót?

Więc kochani, sprawa ma się tak, że porzuciłam tego bloga, bo byłam pewna, że nikt nie czyta. A dzisiaj tak z ciekawości zajrzałam na niego. Jejku, nawet nie wiecie jak tymi 2 komentarzami poprawiliscie mi humor ^^ Dziękuję bardzo ♥
I w sumie pomysł na tego bloga mam. Przynajmniej na kilka kolejnych rozdziałów, a potem pewnie wyjdzie w praniu. Tak, jestem optymistką xD
Zacznę od tego, że mam nadzieje, że nadal tu wbijacie i macie nutke nadziei, że coś dodam ;D Szczęśliwi ci, którzy tak właśnie myśleli. Jak tylko będę miała chwilke wolną coś dla was napisze. I to z wielką chęcią ♥ Ale niestety dla was mam warunek ;c musze mieć pewność, że ktoś tu jeszcze zagląda i czeka na rozdział. Wiec jak się domyslacie → komentarz prosze ;)
I do osób, które tak miło skomentowały. Bosz dziękuje wam jeszcze raz. Pierwszy komentarz a był taki długi. Czytajac go miałam banana na twarzy. Naprawdę!
Mam nadzieje, że domysleliscie się, że charaktery bohaterów utworzone są na potrzeby fanfica ;D
Dobrze, wiec KOMENTUJEMY ! ♥

poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział 3

Wchodzicie na bloga. Myślę w takim razie, że również czytacie. Moglibyście napisać choć jedno słowo w komentarzu dając znak, że jesteście? Jak na razie żyję świadomością, że piszę to dla powietrza mimo, że wiem, że ktoś tu wchodzi. Proszę tylko o kometarz(e), które Wam zajmują minutkę. Mam nadzieję, że ktoś coś napisze. Miłego czytania, jeżeli ktoś to czyta.

_______________________________________________________________

*Harry's P.O.V.*

Po drodze do domu zawitałem jeszcze w jakimś większym sklepie, gdzie swoją drogą okazało się, że było kilkoro moich fanów. W ich chwilowym towarzystwie musiałem mieć wielkiego banana na twarzy. Bo w końcu „Harry Styles ogromnie kocha swoich fanów”. Nie żebym coś do nich miał. Miło, że kupują moje nasze płyty, ale żeby tak nachodzić człowieka w dzień wolny od pracy? Po wyjściu ze sklepu, gdzie głownie kupiłem coś mocniejszego ruszyłem prosto do domu. Nawet nie miałem siły nigdzie już jechać. Co oni wymyślili? Przyznam, że trochę się bałem tego pomysłu. Tak – ja Harry Edward Styles obawiałem się swoich przyjaciół, a raczej ich kary, której specjalnie dla mnie wymyślali. To nie może być coś głupiego. Ale… Z drugiej strony, jakby to nie miało dać mi jakiegoś np. psychicznego bólu, to Paul by się na to nie zgodził. Tak, tego jestem pewny.
Dochodziła 21, a ich jeszcze nie było. Co do cholery? O pierwszej McCartney mówił, że do mnie przyjadą. To było jakieś 8 godzin temu. Boję się ich.
Przyznam, że o 22 już zasypiałem, kiedy usłyszałem dzwonek. Kto mnie budzi?  Światła w domu były zgaszone, a zza drzwi usłyszałem wyraźnie zirytowany głos managera, kiedy do nich podszedłem. Klnął na mnie.
- Dlaczego go nie ma do cholery? – można było usłyszeć jego głos lekko stłumiony jednak przez barierę, którą stanowiły drzwi.  – Myślałem, że choć dzisiaj zrozumiał, że ma być w domu! – krzyczał na cały głos. Przecież jestem. A… i nie otwieram drzwi. No tak.
- Jeżeli on nie odbierze tego telefonu oficjalnie go wywalam z zespołu. I nie obchodzi mnie wasze zdanie! – ten idiota dalej wrzeszczał, podczas gdy ja usłyszałem dźwięk mojego dzwonka. Postanowiłem udać, że nie usłyszałem dzwonka bo spałem. Odebrałem więc połączenie udające wyraźnie zaspany głos. Tak, aktorem byłem dobrym.
- Taaak? – przeciągnąłem wyraz, który rozpoczął moją konwersację z managerem.
- Gdzie do kurwy jesteś? Znowu brałeś? Masz taki niemrawy głos – zapytał jednocześnie wrzeszcząc.
- No, a gdzie mam być. Kazałeś być w domu to jestem i spałem panie „niemrawy głosie” – odpowiedziałem z przekąsem. Nie, nie umiem być miły. Nie dla niego.
- To może łaskawie otworzysz te cholerne drzwi, hmm? – zapytała nieco spokojniejszym głosem. Na pewno czuł zwycięstwo,  że go tym razem posłuchałem.
- Już idę. – odpowiedziałem na odchodne i rozłączyłem się.

W moim domu oprócz managera i chłopaków siedzieli również nasi styliści. Tak styliści. Może nie do końca siedzieli, bo akurat byli w moim pokoju pod pretekstem „Sprawdzenia stanu mojej garderoby”. Ja z kolei cierpliwie czekałem, aż nasz „kochany” manager zacznie tłumaczyć o co mu chodzi z tym całym aktorstwem. Nie rozpoczął jednak dopóki wszyscy styliści nie opuścili wcześniej mojej posiadłości. Aż tak źle? Bo czemu nie mieliby przy tym być?
Kiedy drzwi się zatrzęsły Paul wstał ze swojego ówczesnego miejsca i podszedł do okna.
- Rozumiem, że nie zmieniłeś swojego zdania? – zapytał spokojnym tonem. Zdecydowanie za spokojnym.
- Nie, nie zmieniłem. W końcu nie mam zamiaru zostać wywalonym z zespołu. – uśmiechnąłem się chamsko.
- Racja. Do tego byś nie dopuścił. – przytaknął mi McCartney. Na co tym razem ja przytaknąłem. Chłopacy siedzieli cicho na ogromnej kanapie obserwując naszą krótką wymianę zdań.  – W końcu bez tego nie miał byś tego wszystkiego. Prawda? Prawda. – czy ten idiota nie może mnie dopuścić do słowa? Musi opowiadać za mnie? – Nie miałbyś tego domu, nie miał byś tylu kobiet, które wykorzystujesz. – ciągnął dalej – Jesteś uzależniony Harry. Uzależniony od sławy i bogactwa. Spędzanie czasu z celebrytami  nie działa na ciebie pozytywnie. I przyznam, że szczerze się o ciebie martwię. Chłopacy też – przegiął i to bardzo.
- Nie jestem uzależniony do cholery! – wykrzyczałem na cały głos, gdy poziom mojej wściekłości sięgnął maksymalnego poziomu. – Od czego niby? – zadałem pytanie retoryczne; no bynajmniej dla mnie było ono retoryczne, bo jak widać dla Tomlinsona już nie.
- Od tego wszystkiego  – wyszeptał mój przyjaciel; o ile mogę go tak jeszcze nazywać mając wzrok wbity w podłogę.
- Nie. Jestem. Uzależniony! – oni przeginali.
- Ale Harry, spokojnie – tym razem to Liam podniósł swój głos. – Niech Paul przedstawi ci tą „ofertę” i wybierz – zostajesz albo spadasz. – powiedział do końca swoją wypowiedź. Po nim nie spodziewałbym się takich słów. Spadaj- to słowo dzwoniło mi w głowie.
- Dobrze, a więc Harry. – manager spojrzał na mnie wymownie. – Wiem, że chcesz zostać w One Direction i mam nadzieję, że dołożysz do tego wszelkich starań, aby tak było. – ciągnął dalej. – Wiem też, że pomysł ci się nie spodoba, ale Liam ma racje – zostajesz, albo spadasz. – skończył i rzucił mi na stolik jakąś teczkę, w którą na początku wlepiłem tylko wzrok. Jakoś, nie chciałem wiedzieć co jest w środku. W tamtej chwili nie byłem ciekawski.
- Co to ? – zapytałem myśląc, że dostanę odpowiedź.
- Zobacz – McCartney mnie skwitował. Nie chciałem. Otworzyłem.
Przeglądałem kartki po kolei i wcale nie podobało mi się to co widziałem. Co to do cholery jest?  To pytanie chodziło mi po głowie. No bo w końcu po co mi jakiś plan lekcji.
- Żartujecie sobie? Mam się opiekować jakimś dzieciakiem? – zapytałem unosząc wzrok na chłopaków. Ci z kolei patrzyli na managera, więc rzuciłem na niego moje spojrzenie. Paul przecząco kiwał głową.
- Ty nim będziesz. – dopowiedział widząc moją niewiedzę w oczach. Co?
- Że kim ja mam niby być? – zapytałem wybuchając złością. To jakiś sen. Po co mam niby chodzić do szkoły.
- Od dzisiaj jesteś uczniem Harry. Uczniem Liceum, w którym… hmmm… jakby to ująć. – Manager chwilę się zastanawiał, a ja w tym czasie coraz bardziej się obawiałem.
- Będziesz kujonem Harry – dokończył za niego Zayn. Co?  Co oni do cholery wymyślili?
- Hahahahahahahahahahahha – wybuchłem nie pohamowanym śmiechem. – Nie będę się pytał o ukrytą kamerę, bo wiem, że jej nie ma; no ale żartować sobie nie musicie – zacząłem, gdy dowiedziałem się o ich „planach” – Hahahahaha – po raz kolejny wybuchłem śmiechem, a oni się na mnie gapili z obojętnymi minami. – Co prawda, to prawda. Budowaliście adrenalinę i się bałem co Wam do głowy przyszło. Całe szczęście, że był to tylko żart. – dokończyłem myśl, gdy znowu się uspokoiłem.
- My nie żartujemy Harry. – tym razem to Nialler przypomniał mi o swoim istnieniu i pociągnął mnie za rękach bluzki wcześniej wstając ze swojego miejsca. Szedłem za nim, a za mną reszta. Blondyn gnał w stronę mojego pokoju. Gdy już się tam znalazł, otworzył szafę. Spojrzałem na nią przelotnie i stanąłem bez ruchu z szeroko otwartymi oczami. Nie podoba mi się to.
Moja cała szafa była wypełniona jakimiś pedalskimi sweterkami i koszulami. Na dole z kolei znajdował się stos spodni. Spodni na kant, a w szafie z butami znalazłem jakieś buty jak dla dziadka. Pod wpływem impulsu zacząłem wywalać wszystko z szafy. Manager wraz z chłopakami stali obok mnie uważnie oglądając zaistniałą sytuację. Gdy opróżniłem garderobę odwróciłem się w ich stronę, jednak mój wzrok padł na nie pościelone łóżko, a przyjaciele nadal oglądali moje czyny, jakby byli w kinie na jakimś seansie. Co to do cholery jest?

piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 2

*Harry P.O.V*

- Powiedz, że to nieprawda. – usłyszałem, a osoba po drugiej stronie słuchawki zaczęła głęboko oddychać. Dobrze znałem ten głos. Mój przyjaciel. Po głosie słychać było jednocześnie złość i niepewność, odrazę i ciekawość.
- Was nie okłamię. Przykro mi – bez zbędnych cyrków przyznałem się. Nie było co ich oszukiwać, może faktycznie mi pomogą? Co ja gadam. Właśnie teraz pewnie wymyślają tę karę. No, ale nie oszukujmy się; za mądrzy to oni nie są, najwyżej co wymyślą to może coś w stylu „Przebiegnij 5 km”, albo „Przeproś managera”.
– Czyli to prawda – miałem wrażenie, że mówi sam do siebie – Nie rozumiem po co ci to Harry. Myślę w tej chwili o twojej przemianie, bo to jest jej częścią. Tęsknimy za tobą stary – dokończył i jak gdyby nic się rozłączył. Nawet nie dał mi dość do słowa.
Od jakiś 5 minut stałem na środku mojej sypialni i bezsensownie trzymałem przy uchu telefon. Nie wiem czemu. Wtedy nie myślałem o niczym. Myślałem tylko o słowach Louisa „bo to jest jej częścią. Tęsknimy za tobą stary”. Jeszcze zaakcentował ten wyraz.  Ja się do cholery nie zmieniłem. Nie jestem już po prostu tym słodkim i uroczym Harrym z X-Factora.
Po tym wszystkim zasnąłem dopiero koło trzeciej w nocy, ale przyznam, że problemów z tym nie miałem. Położyłem się do łóżka i… nic nie pamiętam, bo najzwyczajniej w świecie zasnąłem.
Obróciłem się na drugą stronę i poczułem promienie słoneczne na twarzy. Już dzień. Sięgnąłem po telefon, aby zobaczyć ile jeszcze mam czasu do spotkania z McCartney’em. 10.30. No to mam jeszcze… Spóźniony. Znowu. Zerknąłem ponownie na komórkę i zauważyłem 9 nieodebranych połączeń od Paula – a od kogo by innego?  Nie spiesząc się za bardzo wstałem i ruszyłem do łazienki. Tam wziąłem prysznic i ubrałem się w rzeczy, które wcześniej wziąłem szafy. Zszedłem na dół z zamiarem zjedzenia śniadania, ale odechciało mi się. Może jednak lepiej nie narażać się temu facetowi choć dziś i spróbować się pospieszyć. Wziąłem kluczyki od mojego samochodu i poszedłem do garażu, aby wyruszyć w podróż do „Za chwilę zginiesz Styles”. Na panelu w aucie widniała godzina 11.03. Ta, ponad godzinne spóźnienie nie poprawi raczej mu humoru. W między czasie, gdy jechałem do biura telefon dzwonił chyba z 10 razy. Ten człowiek nie lubi, gdy się go ignoruje; mówiłem już?  O 11.40 zaparkowałem samochodem na parkingu niedaleko interesującego mnie budynku i tym razem pospiesznie już ruszyłem ku drzwi wieżowca. Na parterze pięknym uśmiechem powitała mnie recepcjonistka i powiedziała, że manager już czeka w swoim gabinecie.
Z niesmaczonym wyrazem twarzy zapukałem do drzwi, po czym usłyszałem ciche „Proszę” padające zapewne z ust McCartneya. Otworzyłem drzwi i wszedłem do pokoju. Ten obrócił się na krześle i wlepił we mnie swój wzrok. Obojętny wzrok. Nowość.
- Powiedz mi Harry, czy ty jesteś dobrym aktorem? – zapytał mnie bezuczuciowo po chwili ciszy. Nie powiedział nic o moim prawie 2-godzinnym spóźnieniu. Co się z nim stało?
- Ależ oczywiście Paul, przed mediami cały czas gram jakbyś nie zauważył – odpowiedziałem szybko chcąc już zakończyć tą całą szopkę i dowiedzieć się o co mu chodzi, bowiem wiem, że czegoś chce. Jest zbyt miły. Albo inaczej. Nie jest niemiły.
– A powiedz mi jeszcze, wołałbyś zostać wyrzucony z zespołu – przerwał i spojrzał na mnie zapewne czekając na moją reakcję. Ale ja siedziałem cicho. Nie chciałem. Nie chciałem zostać wyrzucony z zespołu. Pierwszy raz nie chciałem się postawić szefowi z obawy przed utratą mojego stanowiska.  Jednak ta cicha przerwa podczas, której on nie dokończył swojego zdania skłoniła mnie do pomocy mu w tym.
– Czy ? – zapytałem podnosząc swoją głowę i spoglądając na niego. Ten z kolei rzucił na mnie wzrokiem i zaczął czegoś szukać w swoich papierach. Nie cierpię być ignorowany.
– Czy… - znowu przerwał, a ja czułem wzrastający strach we mnie. – czy przez pewien okres czasu tak jakby być aktorem? – wreszcie dokończył to zdanie. Serio?  On chce dać mi wybór między tymi rzeczoma? To chyba oczywiste co wybiorę. Już otworzyłem usta, aby zacząć mówić, ale wróciły do swojej poprzedniej pozycji. Nie, on nie jest aż taki głupi. To ma jakiś haczyk. Na pewno. A ta kara? Od tak by o niej zapomniał? Jeszcze wczoraj Louis do mnie dzwonił. A w dodatku dzisiaj się spóźniłem. 
Prowadziłem wewnętrzny monolog patrząc cały czas na McCartneya, który teraz pisał coś na swoim laptopie nie wyrażając żadnych emocji. Ale z drugiej strony nie mogę powiedzieć, że ma sobie w dupę wsadzić tę gierkę, bo na pewno wylecę z zespołu.
– A to z tym aktorstwem, jak to określiłeś… - zacząłem rozmowę, jednak on mi przerwał.
– Już wiesz, które cię interesuje? – zapytał jakbym nic przedtem do niego nie mówił.
– A to z tym aktorstwem, o którym mówiłeś… - po raz kolejny chciałem znać odpowiedź na moje pytanie, jednak ten znowu zaczął swoje.
- To jak? Mam wybrać za ciebie? Wiesz, które ja wybiorę i nie wiem czy ci się to spodoba. – powiedział na jednym wydechu.
– To drugie – powiedziałem głosem bez uczucia. Już miałeś wszystko gdzieś. To nie będzie zwykłe aktorstwo. Czuje to i wiem, że się wkopałem.
– Grzeczny chłopiec – uśmiechnął się do mnie triumfalnie i ruszył do drzwi – a teraz możesz już iść. Zadzwonię do ciebie później – dokończył i już nacisnął klamkę, jednak mój głos ruszył.
– A kiedy dowiem się o co z tym cholerstwem chodzi? – zapytałem patrząc cały czas na wykładzinę w jego gabinecie, która nawiasem mówiąc miała brzydki zgniło-zielony kolor. Gustu to ten facet nie ma.
- Dzisiaj wieczorem przyjadą do ciebie chłopacy razem ze mną i wtedy dowiesz się wszystkiego – powiedział spokojnym głosem i otworzył drzwi po czym dodał – I dzisiaj masz tam być, a ponieważ nie wiem, o której dokładnie cię odwiedzimy masz być w domu cały czas; rozumiemy się? – zapytał spoglądając na mnie przez ramię.
– Dobrze mamusiu – odpowiedziałam cienkim głosikiem.
– A… - czy ten koleś wyjdzie stąd wreszcie? – I radzę ci się oduczyć używania wulgaryzmów. Żegnam – ostatecznie dokończył swoją wypowiedź i wyszedł nie zamykając jednak za sobą drzwi. Po kilku minutach również wstałem i ruszyłem do wyjścia z biurowca, po drodze znowu mijając recepcjonistkę, która za każdy razem, gdy tu jestem uśmiecha się do mnie jak nienormalna. Po kilku sekundach opuściłem budynek i poszedłem do samochodu. Gdy wyruszyłem w drogę do domu na panelu była godzina 13.30. Aż tyle u niego siedziałem?
__________________________________________
No i jest drugi, ale nie ma czytelników. Widzę, że są jakieś osoby, które odwiedzają tego bloga i proszę Was, jeżeli czytacie, macie zamiar czytać, albo cokolwiek; skomentujcie. Dla mnie będzie to znaczyło dużo, ale dla Was kilka sekund. Nie wiem ile z Was ma konta na bloggerze, dlatego dzisiaj ustawiłam, ze anonimy również mogą komentować, co mam nadzieję, będzie Wam pasowało. Jeszcze raz proszę o skomentowanie, jeżeli to przeczytałaś/eś. ; )  

czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział 1

*Harry P.O.V.*

- Jeszcze jeden! – po raz kolejny zawołałem do barmana, a ten po chwili przyniósł moje kolejne już zamówienie. Ostatnimi czasy zdecydowanie za dużo piję. Ale co zrobić, kiedy nie daję rady i muszę jakoś odreagować? Manager się czepia, chłopacy się czepiają, nawet moja rodzina się czepia i wszyscy o to samo. O to, że podobno się zmieniłem. Jasne. A może to oni się zmienili? Przez to wszystko jest coraz więcej kłótni, a po nich najczęściej kończę tak jak dzisiaj – w klubie, a wokół mnie pełno dziewczyn. Dosłownie.
Siedziałem na krzesełku przy barze i piłem whisky, które przed chwilą otrzymałem od barmana. Co chwilę zagadywałem kobiety stojące wokół mnie. Widać, że zależało im na mojej uwadze. Na nią z kolei mogły liczyć te, które same ją zwracały. Kilku z nich postawiłem drinki. Patrzyły na mnie wzrokiem mordercy. Wyglądały jakby chciały rozebrać mnie wzrokiem, ale jakoś szczególnie mi to nie przeszkadzało. Przecież o to mi chodziło. Panienki na jedną noc. Tylko o to. Nic nie zobowiązujący seks, a potem „żegnaj”. Minusem była złość managera, że musi wszystko tuszować; tą cała moją „działalność”. Przed mediami nadal muszę być miłym i uśmiechniętym Harrym.
Ogarniałem wzrokiem dziewczyny skupione w około mnie. Analizowałem każdą po kolei, aby obrać mój dzisiejszy cel. Blondynka, brunetka, tapeciara, botoks, spaślak, urocza, brzydka… czekaj wróć… Tamta jest ładna. Wpiłem w nią mój wzrok i czekałem, aż zwróci na mnie swoją uwagę. Sączyła powoli swojego drinka, samotnie siedząc niedaleko mnie na fotelach. Kobiety w tłumie obok mnie zaczęły być podirytowane tym, że nie zwracam na nich swojej uwagi, no, ale coż…
Po jakiś 2 minutach odwróciła się w moją stronę, a ja uśmiechnąłem się moim powalającym uśmiechem – tak wiem, skromny jestem.  Odwzajemniła go przelotnie i patrzyła na mnie nie przerywając swojej czynności, która polegała na wypiciu do końca alkoholu. Odstawiła na stolik obok szklankę, bowiem miała ją już pustą i zerknęła szybko na telefon. Odruchowo zobaczyłem na zegarek - 22.04, a kiedy podniosłem głowę do góry blondynki już nie było. Misja nie zaliczona Styles.
Po 23 również zwinąłem się z klubu, ponieważ akurat dzisiaj nie miałem ochoty na zabawę. Wsiadłem do swojego samochodu i oparłem głowę o kierownicę. Jeżdżenie po pijaku jest nierozsądne Styles. Po chwili zwątpienia jednak procenty, które wcześniej dostarczyłem organizmowi zrobiły swoje i byłem pewny, że nie spowoduje wypadku. Z samego centrum Londynu musiałem dojechać na przedmieścia tej ogromnej metropolii. Jechałem już pół godziny; tak korki w tym mieście są nawet w nocy. Zacząłem wyjeżdżać już z miasta, gdyż po mojej prawej stronie zaczął pojawiać się już las. Chwilę później w coś uderzyłem, a ja sam uderzyłem w drzewo. Cholera Styles, mówiłem, że to nie rozsądne. Na szczęście poduszka powietrzna zadziałała i teraz moja twarz dusiła się w tym białym czymś. Kiedy poduszka zaczęła opadać, a ja szybko ewakuowałem się z pojazdu. Tak, w chwilach kiedy chodzi o mnie jestem sobą zainteresowany. Egoista. Gdy wyszedłem z auta okazało się, że potrąciłem dzika. Pewnie z lasu debil wybiegł. Kurde, muszę coś zrobić, żeby media się nie dowiedziały; ewentualnie obrócę to w moje poszkodowanie. Wyjąłem telefon i wybrałem odpowiedni numer.                                                                                                                                  
- Paul, mamy problem – mruknąłem do „Pana Wiecznie Niezadowolonego z Jegomości Harry’ego Stylesa”
- Co znowu rozwaliłeś Styles? – jak zwykle zaczął się na mnie wydzierać. Idiota.
- No ja nic, to ten cholerny dzik wyskoczył mi na drogę. – równie gniewnie odpowiedziałem managerowi, a ten tylko westchnął.
- Zaraz kogoś tam wyślę, a TY – specjalnie zaakcentował to słowo – zaczekasz tam, dopóki ktoś się nie zjawi. I z góry uprzedzam Jegomościa, że nie interesuje mnie, że chcesz już spać, albo masz ochotę kolejny alkohol wypić w domu; bo wiem, że byłeś dzisiaj w klubie. Paparazzi już mają zdjęcia. Powiedziałem im, że założyłeś się z chłopakami, o ilość wypitego alkoholu w klubie. Mam nadzieję, że uwierzyli. A teraz dobranoc – i się rozłączył. Nawet nie dał mi wyrazić własnego zdania. Chyba śni, że ja tutaj zostanę. Mój dom jest obok i mam zamiar stąd spadać . Ktoś to posprząta i będzie po sprawie.
Po kilku minutach byłem już w moim salonie, gdzie rozłożyłem się na kanapie. Miałem ochotę na coś mocniejszego i wcale nie chodziło mi o alkohol. Chciałem odpłynąć. Tak, tego mi teraz trzeba. Gdzieś w kuchni znalazłem woreczek od ostatniego razu. Wysypałem część jego zawartości na blat stolika w salonie po czym uformowałem to w podłużny kształt. Już byłem gotowy wciągnąć część, ale zadzwonił dzwonek do drzwi. Cholerny dzwonek. Kto o tej godzinie może chcieć mnie odwiedzić?
Poszedłem otworzyć drzwi. Niestety za nimi nie ujrzałem jakiegoś specjalnie ciekawego widoku. Był to po prostu wściekły McCartney, który jak poparzony wleciał do salonu.
- Powiedziałem, że masz tam zaczekać – zaczął się wydzierać.
- Al… - już zacząłem moją wypowiedź, niestety koleś znowu mi przeszkodził.
- Nie obchodzi mnie Twoje „ale”. Miałeś się dostosować do mojego polecenia. Chociaż ten raz – ciągnął dalej swój monolog nadal złośliwie. Poszedł w głąb salonu i zaczął nerwowo po nim spacerować – jeśli można to tak nazwać oczywiście. W pewnej chwili zatrzymał się przy stoliku. Fuck.
– Ty bierzesz? – zaczął o dziwo spokojnie, pewnie nie na długo.
- Ja? Skądże, to tylko… - i nie byłem w stanie dokończyć  mojej wypowiedzi. Nie dlatego, że mi przerwał. Dlatego, że nie mogłem nic wymyślić. Spuściłem tylko głowę.
- Ty bierzesz? – ponowił swoje pytanie
- T-tak – odpowiedziałem ze spuszczoną głową.
- Dlaczego? – on jeszcze nie zaczął krzyczeć. Jakiś cud.
- Nie twój zasrany interes. – jak zwykle musiałem spieprzyć dosyć miłą atmosferę, która bardzo rzadko między nami występowała.
- Styles, próbuje być dla ciebie miły. Też mógłbyś czasami spróbować. To nie boli. Jutro o 10.00 widzę cię w moim biurze i nie słyszę żadnego sprzeciwu. Dostaniesz karę odpowiadającą Twoim wyczynom z ponad pół roku. – swoją jakże interesującą wypowiedź dokończył w spokoju.
- Ta jasne – odpowiedziałem z sarkazmem – Chłopacy się za mną wstawią, więc raczej wątpię, że coś ci z tego wyjdzie – co prawda nie byłem tego pewien, ale miałem nadzieję. W końcu są moimi przyjaciółmi prawda?
- Wierz w co chcesz młody, ale to był ich pomysł. Stwierdzili, że trzeba cię postawić do pionu, a jutro przedstawią mi swój pomysł. – powiedział i skierował się do wyjścia – Aha – zatrzymał się dotykając już klamki – lepiej się nie spóźnij, bo pożałujesz. – i wyszedł.
„Wierz w co chcesz młody, ale to był ich pomysł” – i ja miałem mu w to niby uwierzyć? Oni w życiu by czegoś takiego nie wymyślili. Chyba. 

Była już druga w nocy, czas iść spać. W końcu jutro na 10.00 muszę iść do tego zasranego biura. Kiedy kierowałem się w stronę moje sypialni usłyszałem dźwięk mojego dzwonka. Co tym razem? 
_________________________________________________
Wiem, że zapewne nikt tego na razie nie czyta, ale może ten rozdział Was zachęci. Bo wyświetlenia jakieś są. Więc, kto wie... W każdym bądź razie mam nadzieję, że się spodobało. Jeżeli więc jednak trafiliście na to bardzo proszę o skomentowanie ; ) 

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Prolog

Jeden zespół.
Jeden kierunek.
Pięciu  przyjaciół.
Tysiące podróży.
Tysiące koncertów.
Miliony fanów.
Wspólne chwile – zarówno te dobre, jak i te złe.
Wspaniałe przygody.
A w tym wszystkim on – Harry Styles. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych ludzi na świecie.
Ale co się stanie, gdy to co niegdyś kochał najbardziej na świecie, przestanie mieć dla niego znaczenie?
Zejdzie na drugi, czy trzeci plan?
Sława.
Bogactwo.
Pieniądze.
Co się stanie, gdy woda sodowa uderzy piosenkarzowi do głowy?
Co się stanie, gdy będzie chciał mieć każdą dziewczynę, której zapragnie na wyłączność nie  patrząc na konsekwencje?
Czy manager zdoła ukryć wybryki chłopaka przed światem?
Czy czterech przyjaciół starczy, by go z tego wyciągnąć?
Czy może jednak będzie trzeba posunąć się do szantażu młodej gwiazdy?
Co się stanie, gdy pozna pewną osobę?
Co się stanie, gdy…?

_____________________________________________________________

Heeejka xx Tak więc moje wczorajsze 2 minutowe myślenie przed snem dało owoc początku fanfiction - dzisiaj prolog. Mam pomysły na najbliższe rozdziały, które mam nadzieję, że Wam się spodobają ; ) Skomentujcie proszę, jeżeli chcielibyście to czytać, a jeżeli nie to ja po prostu zrezygnuję z tego : /