*Harry P.O.V*
- Powiedz, że to nieprawda. – usłyszałem, a osoba po drugiej stronie słuchawki zaczęła głęboko oddychać. Dobrze znałem ten głos. Mój przyjaciel. Po głosie słychać było jednocześnie złość i niepewność, odrazę i ciekawość.
- Was nie okłamię. Przykro mi – bez zbędnych cyrków przyznałem się. Nie było co ich oszukiwać, może faktycznie mi pomogą? Co ja gadam. Właśnie teraz pewnie wymyślają tę karę. No, ale nie oszukujmy się; za mądrzy to oni nie są, najwyżej co wymyślą to może coś w stylu „Przebiegnij 5 km”, albo „Przeproś managera”.
– Czyli to prawda – miałem wrażenie, że mówi sam do siebie – Nie rozumiem po co ci to Harry. Myślę w tej chwili o twojej przemianie, bo to jest jej częścią. Tęsknimy za tobą stary – dokończył i jak gdyby nic się rozłączył. Nawet nie dał mi dość do słowa.
Od jakiś 5 minut stałem na środku mojej sypialni i bezsensownie trzymałem przy uchu telefon. Nie wiem czemu. Wtedy nie myślałem o niczym. Myślałem tylko o słowach Louisa „bo to jest jej częścią. Tęsknimy za tobą stary”. Jeszcze zaakcentował ten wyraz. Ja się do cholery nie zmieniłem. Nie jestem już po prostu tym słodkim i uroczym Harrym z X-Factora.
Po tym wszystkim zasnąłem dopiero koło trzeciej w nocy, ale przyznam, że problemów z tym nie miałem. Położyłem się do łóżka i… nic nie pamiętam, bo najzwyczajniej w świecie zasnąłem.
Obróciłem się na drugą stronę i poczułem promienie słoneczne na twarzy. Już dzień. Sięgnąłem po telefon, aby zobaczyć ile jeszcze mam czasu do spotkania z McCartney’em. 10.30. No to mam jeszcze… Spóźniony. Znowu. Zerknąłem ponownie na komórkę i zauważyłem 9 nieodebranych połączeń od Paula – a od kogo by innego? Nie spiesząc się za bardzo wstałem i ruszyłem do łazienki. Tam wziąłem prysznic i ubrałem się w rzeczy, które wcześniej wziąłem szafy. Zszedłem na dół z zamiarem zjedzenia śniadania, ale odechciało mi się. Może jednak lepiej nie narażać się temu facetowi choć dziś i spróbować się pospieszyć. Wziąłem kluczyki od mojego samochodu i poszedłem do garażu, aby wyruszyć w podróż do „Za chwilę zginiesz Styles”. Na panelu w aucie widniała godzina 11.03. Ta, ponad godzinne spóźnienie nie poprawi raczej mu humoru. W między czasie, gdy jechałem do biura telefon dzwonił chyba z 10 razy. Ten człowiek nie lubi, gdy się go ignoruje; mówiłem już? O 11.40 zaparkowałem samochodem na parkingu niedaleko interesującego mnie budynku i tym razem pospiesznie już ruszyłem ku drzwi wieżowca. Na parterze pięknym uśmiechem powitała mnie recepcjonistka i powiedziała, że manager już czeka w swoim gabinecie.
Z niesmaczonym wyrazem twarzy zapukałem do drzwi, po czym usłyszałem ciche „Proszę” padające zapewne z ust McCartneya. Otworzyłem drzwi i wszedłem do pokoju. Ten obrócił się na krześle i wlepił we mnie swój wzrok. Obojętny wzrok. Nowość.
- Powiedz mi Harry, czy ty jesteś dobrym aktorem? – zapytał mnie bezuczuciowo po chwili ciszy. Nie powiedział nic o moim prawie 2-godzinnym spóźnieniu. Co się z nim stało?- Was nie okłamię. Przykro mi – bez zbędnych cyrków przyznałem się. Nie było co ich oszukiwać, może faktycznie mi pomogą? Co ja gadam. Właśnie teraz pewnie wymyślają tę karę. No, ale nie oszukujmy się; za mądrzy to oni nie są, najwyżej co wymyślą to może coś w stylu „Przebiegnij 5 km”, albo „Przeproś managera”.
– Czyli to prawda – miałem wrażenie, że mówi sam do siebie – Nie rozumiem po co ci to Harry. Myślę w tej chwili o twojej przemianie, bo to jest jej częścią. Tęsknimy za tobą stary – dokończył i jak gdyby nic się rozłączył. Nawet nie dał mi dość do słowa.
Od jakiś 5 minut stałem na środku mojej sypialni i bezsensownie trzymałem przy uchu telefon. Nie wiem czemu. Wtedy nie myślałem o niczym. Myślałem tylko o słowach Louisa „bo to jest jej częścią. Tęsknimy za tobą stary”. Jeszcze zaakcentował ten wyraz. Ja się do cholery nie zmieniłem. Nie jestem już po prostu tym słodkim i uroczym Harrym z X-Factora.
Po tym wszystkim zasnąłem dopiero koło trzeciej w nocy, ale przyznam, że problemów z tym nie miałem. Położyłem się do łóżka i… nic nie pamiętam, bo najzwyczajniej w świecie zasnąłem.
Obróciłem się na drugą stronę i poczułem promienie słoneczne na twarzy. Już dzień. Sięgnąłem po telefon, aby zobaczyć ile jeszcze mam czasu do spotkania z McCartney’em. 10.30. No to mam jeszcze… Spóźniony. Znowu. Zerknąłem ponownie na komórkę i zauważyłem 9 nieodebranych połączeń od Paula – a od kogo by innego? Nie spiesząc się za bardzo wstałem i ruszyłem do łazienki. Tam wziąłem prysznic i ubrałem się w rzeczy, które wcześniej wziąłem szafy. Zszedłem na dół z zamiarem zjedzenia śniadania, ale odechciało mi się. Może jednak lepiej nie narażać się temu facetowi choć dziś i spróbować się pospieszyć. Wziąłem kluczyki od mojego samochodu i poszedłem do garażu, aby wyruszyć w podróż do „Za chwilę zginiesz Styles”. Na panelu w aucie widniała godzina 11.03. Ta, ponad godzinne spóźnienie nie poprawi raczej mu humoru. W między czasie, gdy jechałem do biura telefon dzwonił chyba z 10 razy. Ten człowiek nie lubi, gdy się go ignoruje; mówiłem już? O 11.40 zaparkowałem samochodem na parkingu niedaleko interesującego mnie budynku i tym razem pospiesznie już ruszyłem ku drzwi wieżowca. Na parterze pięknym uśmiechem powitała mnie recepcjonistka i powiedziała, że manager już czeka w swoim gabinecie.
Z niesmaczonym wyrazem twarzy zapukałem do drzwi, po czym usłyszałem ciche „Proszę” padające zapewne z ust McCartneya. Otworzyłem drzwi i wszedłem do pokoju. Ten obrócił się na krześle i wlepił we mnie swój wzrok. Obojętny wzrok. Nowość.
- Ależ oczywiście Paul, przed mediami cały czas gram jakbyś nie zauważył – odpowiedziałem szybko chcąc już zakończyć tą całą szopkę i dowiedzieć się o co mu chodzi, bowiem wiem, że czegoś chce. Jest zbyt miły. Albo inaczej. Nie jest niemiły.
– A powiedz mi jeszcze, wołałbyś zostać wyrzucony z zespołu – przerwał i spojrzał na mnie zapewne czekając na moją reakcję. Ale ja siedziałem cicho. Nie chciałem. Nie chciałem zostać wyrzucony z zespołu. Pierwszy raz nie chciałem się postawić szefowi z obawy przed utratą mojego stanowiska. Jednak ta cicha przerwa podczas, której on nie dokończył swojego zdania skłoniła mnie do pomocy mu w tym.
– Czy ? – zapytałem podnosząc swoją głowę i spoglądając na niego. Ten z kolei rzucił na mnie wzrokiem i zaczął czegoś szukać w swoich papierach. Nie cierpię być ignorowany.
– Czy… - znowu przerwał, a ja czułem wzrastający strach we mnie. – czy przez pewien okres czasu tak jakby być aktorem? – wreszcie dokończył to zdanie. Serio? On chce dać mi wybór między tymi rzeczoma? To chyba oczywiste co wybiorę. Już otworzyłem usta, aby zacząć mówić, ale wróciły do swojej poprzedniej pozycji. Nie, on nie jest aż taki głupi. To ma jakiś haczyk. Na pewno. A ta kara? Od tak by o niej zapomniał? Jeszcze wczoraj Louis do mnie dzwonił. A w dodatku dzisiaj się spóźniłem.
Prowadziłem wewnętrzny monolog patrząc cały czas na McCartneya, który teraz pisał coś na swoim laptopie nie wyrażając żadnych emocji. Ale z drugiej strony nie mogę powiedzieć, że ma sobie w dupę wsadzić tę gierkę, bo na pewno wylecę z zespołu.
– A to z tym aktorstwem, jak to określiłeś… - zacząłem rozmowę, jednak on mi przerwał.
– Już wiesz, które cię interesuje? – zapytał jakbym nic przedtem do niego nie mówił.
– A to z tym aktorstwem, o którym mówiłeś… - po raz kolejny chciałem znać odpowiedź na moje pytanie, jednak ten znowu zaczął swoje.
- To jak? Mam wybrać za ciebie? Wiesz, które ja wybiorę i nie wiem czy ci się to spodoba. – powiedział na jednym wydechu.
– To drugie – powiedziałem głosem bez uczucia. Już miałeś wszystko gdzieś. To nie będzie zwykłe aktorstwo. Czuje to i wiem, że się wkopałem.
– Grzeczny chłopiec – uśmiechnął się do mnie triumfalnie i ruszył do drzwi – a teraz możesz już iść. Zadzwonię do ciebie później – dokończył i już nacisnął klamkę, jednak mój głos ruszył.
– A kiedy dowiem się o co z tym cholerstwem chodzi? – zapytałem patrząc cały czas na wykładzinę w jego gabinecie, która nawiasem mówiąc miała brzydki zgniło-zielony kolor. Gustu to ten facet nie ma.
- Dzisiaj wieczorem przyjadą do ciebie chłopacy razem ze mną i wtedy dowiesz się wszystkiego – powiedział spokojnym głosem i otworzył drzwi po czym dodał – I dzisiaj masz tam być, a ponieważ nie wiem, o której dokładnie cię odwiedzimy masz być w domu cały czas; rozumiemy się? – zapytał spoglądając na mnie przez ramię.
– Dobrze mamusiu – odpowiedziałam cienkim głosikiem.
– A… - czy ten koleś wyjdzie stąd wreszcie? – I radzę ci się oduczyć używania wulgaryzmów. Żegnam – ostatecznie dokończył swoją wypowiedź i wyszedł nie zamykając jednak za sobą drzwi. Po kilku minutach również wstałem i ruszyłem do wyjścia z biurowca, po drodze znowu mijając recepcjonistkę, która za każdy razem, gdy tu jestem uśmiecha się do mnie jak nienormalna. Po kilku sekundach opuściłem budynek i poszedłem do samochodu. Gdy wyruszyłem w drogę do domu na panelu była godzina 13.30. Aż tyle u niego siedziałem?
__________________________________________
No i jest drugi, ale nie ma czytelników. Widzę, że są jakieś osoby, które odwiedzają tego bloga i proszę Was, jeżeli czytacie, macie zamiar czytać, albo cokolwiek; skomentujcie. Dla mnie będzie to znaczyło dużo, ale dla Was kilka sekund. Nie wiem ile z Was ma konta na bloggerze, dlatego dzisiaj ustawiłam, ze anonimy również mogą komentować, co mam nadzieję, będzie Wam pasowało. Jeszcze raz proszę o skomentowanie, jeżeli to przeczytałaś/eś. ; )
Dzisiaj znalazlam to opowiadanie. Dziekuje Ci i juz biore sie za dalsze czytanie:) /Gabi
OdpowiedzUsuńale extra, nie mogę sie doczekać dalszej części,pędzę czytać dalej ;)
OdpowiedzUsuń