piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 2

*Harry P.O.V*

- Powiedz, że to nieprawda. – usłyszałem, a osoba po drugiej stronie słuchawki zaczęła głęboko oddychać. Dobrze znałem ten głos. Mój przyjaciel. Po głosie słychać było jednocześnie złość i niepewność, odrazę i ciekawość.
- Was nie okłamię. Przykro mi – bez zbędnych cyrków przyznałem się. Nie było co ich oszukiwać, może faktycznie mi pomogą? Co ja gadam. Właśnie teraz pewnie wymyślają tę karę. No, ale nie oszukujmy się; za mądrzy to oni nie są, najwyżej co wymyślą to może coś w stylu „Przebiegnij 5 km”, albo „Przeproś managera”.
– Czyli to prawda – miałem wrażenie, że mówi sam do siebie – Nie rozumiem po co ci to Harry. Myślę w tej chwili o twojej przemianie, bo to jest jej częścią. Tęsknimy za tobą stary – dokończył i jak gdyby nic się rozłączył. Nawet nie dał mi dość do słowa.
Od jakiś 5 minut stałem na środku mojej sypialni i bezsensownie trzymałem przy uchu telefon. Nie wiem czemu. Wtedy nie myślałem o niczym. Myślałem tylko o słowach Louisa „bo to jest jej częścią. Tęsknimy za tobą stary”. Jeszcze zaakcentował ten wyraz.  Ja się do cholery nie zmieniłem. Nie jestem już po prostu tym słodkim i uroczym Harrym z X-Factora.
Po tym wszystkim zasnąłem dopiero koło trzeciej w nocy, ale przyznam, że problemów z tym nie miałem. Położyłem się do łóżka i… nic nie pamiętam, bo najzwyczajniej w świecie zasnąłem.
Obróciłem się na drugą stronę i poczułem promienie słoneczne na twarzy. Już dzień. Sięgnąłem po telefon, aby zobaczyć ile jeszcze mam czasu do spotkania z McCartney’em. 10.30. No to mam jeszcze… Spóźniony. Znowu. Zerknąłem ponownie na komórkę i zauważyłem 9 nieodebranych połączeń od Paula – a od kogo by innego?  Nie spiesząc się za bardzo wstałem i ruszyłem do łazienki. Tam wziąłem prysznic i ubrałem się w rzeczy, które wcześniej wziąłem szafy. Zszedłem na dół z zamiarem zjedzenia śniadania, ale odechciało mi się. Może jednak lepiej nie narażać się temu facetowi choć dziś i spróbować się pospieszyć. Wziąłem kluczyki od mojego samochodu i poszedłem do garażu, aby wyruszyć w podróż do „Za chwilę zginiesz Styles”. Na panelu w aucie widniała godzina 11.03. Ta, ponad godzinne spóźnienie nie poprawi raczej mu humoru. W między czasie, gdy jechałem do biura telefon dzwonił chyba z 10 razy. Ten człowiek nie lubi, gdy się go ignoruje; mówiłem już?  O 11.40 zaparkowałem samochodem na parkingu niedaleko interesującego mnie budynku i tym razem pospiesznie już ruszyłem ku drzwi wieżowca. Na parterze pięknym uśmiechem powitała mnie recepcjonistka i powiedziała, że manager już czeka w swoim gabinecie.
Z niesmaczonym wyrazem twarzy zapukałem do drzwi, po czym usłyszałem ciche „Proszę” padające zapewne z ust McCartneya. Otworzyłem drzwi i wszedłem do pokoju. Ten obrócił się na krześle i wlepił we mnie swój wzrok. Obojętny wzrok. Nowość.
- Powiedz mi Harry, czy ty jesteś dobrym aktorem? – zapytał mnie bezuczuciowo po chwili ciszy. Nie powiedział nic o moim prawie 2-godzinnym spóźnieniu. Co się z nim stało?
- Ależ oczywiście Paul, przed mediami cały czas gram jakbyś nie zauważył – odpowiedziałem szybko chcąc już zakończyć tą całą szopkę i dowiedzieć się o co mu chodzi, bowiem wiem, że czegoś chce. Jest zbyt miły. Albo inaczej. Nie jest niemiły.
– A powiedz mi jeszcze, wołałbyś zostać wyrzucony z zespołu – przerwał i spojrzał na mnie zapewne czekając na moją reakcję. Ale ja siedziałem cicho. Nie chciałem. Nie chciałem zostać wyrzucony z zespołu. Pierwszy raz nie chciałem się postawić szefowi z obawy przed utratą mojego stanowiska.  Jednak ta cicha przerwa podczas, której on nie dokończył swojego zdania skłoniła mnie do pomocy mu w tym.
– Czy ? – zapytałem podnosząc swoją głowę i spoglądając na niego. Ten z kolei rzucił na mnie wzrokiem i zaczął czegoś szukać w swoich papierach. Nie cierpię być ignorowany.
– Czy… - znowu przerwał, a ja czułem wzrastający strach we mnie. – czy przez pewien okres czasu tak jakby być aktorem? – wreszcie dokończył to zdanie. Serio?  On chce dać mi wybór między tymi rzeczoma? To chyba oczywiste co wybiorę. Już otworzyłem usta, aby zacząć mówić, ale wróciły do swojej poprzedniej pozycji. Nie, on nie jest aż taki głupi. To ma jakiś haczyk. Na pewno. A ta kara? Od tak by o niej zapomniał? Jeszcze wczoraj Louis do mnie dzwonił. A w dodatku dzisiaj się spóźniłem. 
Prowadziłem wewnętrzny monolog patrząc cały czas na McCartneya, który teraz pisał coś na swoim laptopie nie wyrażając żadnych emocji. Ale z drugiej strony nie mogę powiedzieć, że ma sobie w dupę wsadzić tę gierkę, bo na pewno wylecę z zespołu.
– A to z tym aktorstwem, jak to określiłeś… - zacząłem rozmowę, jednak on mi przerwał.
– Już wiesz, które cię interesuje? – zapytał jakbym nic przedtem do niego nie mówił.
– A to z tym aktorstwem, o którym mówiłeś… - po raz kolejny chciałem znać odpowiedź na moje pytanie, jednak ten znowu zaczął swoje.
- To jak? Mam wybrać za ciebie? Wiesz, które ja wybiorę i nie wiem czy ci się to spodoba. – powiedział na jednym wydechu.
– To drugie – powiedziałem głosem bez uczucia. Już miałeś wszystko gdzieś. To nie będzie zwykłe aktorstwo. Czuje to i wiem, że się wkopałem.
– Grzeczny chłopiec – uśmiechnął się do mnie triumfalnie i ruszył do drzwi – a teraz możesz już iść. Zadzwonię do ciebie później – dokończył i już nacisnął klamkę, jednak mój głos ruszył.
– A kiedy dowiem się o co z tym cholerstwem chodzi? – zapytałem patrząc cały czas na wykładzinę w jego gabinecie, która nawiasem mówiąc miała brzydki zgniło-zielony kolor. Gustu to ten facet nie ma.
- Dzisiaj wieczorem przyjadą do ciebie chłopacy razem ze mną i wtedy dowiesz się wszystkiego – powiedział spokojnym głosem i otworzył drzwi po czym dodał – I dzisiaj masz tam być, a ponieważ nie wiem, o której dokładnie cię odwiedzimy masz być w domu cały czas; rozumiemy się? – zapytał spoglądając na mnie przez ramię.
– Dobrze mamusiu – odpowiedziałam cienkim głosikiem.
– A… - czy ten koleś wyjdzie stąd wreszcie? – I radzę ci się oduczyć używania wulgaryzmów. Żegnam – ostatecznie dokończył swoją wypowiedź i wyszedł nie zamykając jednak za sobą drzwi. Po kilku minutach również wstałem i ruszyłem do wyjścia z biurowca, po drodze znowu mijając recepcjonistkę, która za każdy razem, gdy tu jestem uśmiecha się do mnie jak nienormalna. Po kilku sekundach opuściłem budynek i poszedłem do samochodu. Gdy wyruszyłem w drogę do domu na panelu była godzina 13.30. Aż tyle u niego siedziałem?
__________________________________________
No i jest drugi, ale nie ma czytelników. Widzę, że są jakieś osoby, które odwiedzają tego bloga i proszę Was, jeżeli czytacie, macie zamiar czytać, albo cokolwiek; skomentujcie. Dla mnie będzie to znaczyło dużo, ale dla Was kilka sekund. Nie wiem ile z Was ma konta na bloggerze, dlatego dzisiaj ustawiłam, ze anonimy również mogą komentować, co mam nadzieję, będzie Wam pasowało. Jeszcze raz proszę o skomentowanie, jeżeli to przeczytałaś/eś. ; )  

czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział 1

*Harry P.O.V.*

- Jeszcze jeden! – po raz kolejny zawołałem do barmana, a ten po chwili przyniósł moje kolejne już zamówienie. Ostatnimi czasy zdecydowanie za dużo piję. Ale co zrobić, kiedy nie daję rady i muszę jakoś odreagować? Manager się czepia, chłopacy się czepiają, nawet moja rodzina się czepia i wszyscy o to samo. O to, że podobno się zmieniłem. Jasne. A może to oni się zmienili? Przez to wszystko jest coraz więcej kłótni, a po nich najczęściej kończę tak jak dzisiaj – w klubie, a wokół mnie pełno dziewczyn. Dosłownie.
Siedziałem na krzesełku przy barze i piłem whisky, które przed chwilą otrzymałem od barmana. Co chwilę zagadywałem kobiety stojące wokół mnie. Widać, że zależało im na mojej uwadze. Na nią z kolei mogły liczyć te, które same ją zwracały. Kilku z nich postawiłem drinki. Patrzyły na mnie wzrokiem mordercy. Wyglądały jakby chciały rozebrać mnie wzrokiem, ale jakoś szczególnie mi to nie przeszkadzało. Przecież o to mi chodziło. Panienki na jedną noc. Tylko o to. Nic nie zobowiązujący seks, a potem „żegnaj”. Minusem była złość managera, że musi wszystko tuszować; tą cała moją „działalność”. Przed mediami nadal muszę być miłym i uśmiechniętym Harrym.
Ogarniałem wzrokiem dziewczyny skupione w około mnie. Analizowałem każdą po kolei, aby obrać mój dzisiejszy cel. Blondynka, brunetka, tapeciara, botoks, spaślak, urocza, brzydka… czekaj wróć… Tamta jest ładna. Wpiłem w nią mój wzrok i czekałem, aż zwróci na mnie swoją uwagę. Sączyła powoli swojego drinka, samotnie siedząc niedaleko mnie na fotelach. Kobiety w tłumie obok mnie zaczęły być podirytowane tym, że nie zwracam na nich swojej uwagi, no, ale coż…
Po jakiś 2 minutach odwróciła się w moją stronę, a ja uśmiechnąłem się moim powalającym uśmiechem – tak wiem, skromny jestem.  Odwzajemniła go przelotnie i patrzyła na mnie nie przerywając swojej czynności, która polegała na wypiciu do końca alkoholu. Odstawiła na stolik obok szklankę, bowiem miała ją już pustą i zerknęła szybko na telefon. Odruchowo zobaczyłem na zegarek - 22.04, a kiedy podniosłem głowę do góry blondynki już nie było. Misja nie zaliczona Styles.
Po 23 również zwinąłem się z klubu, ponieważ akurat dzisiaj nie miałem ochoty na zabawę. Wsiadłem do swojego samochodu i oparłem głowę o kierownicę. Jeżdżenie po pijaku jest nierozsądne Styles. Po chwili zwątpienia jednak procenty, które wcześniej dostarczyłem organizmowi zrobiły swoje i byłem pewny, że nie spowoduje wypadku. Z samego centrum Londynu musiałem dojechać na przedmieścia tej ogromnej metropolii. Jechałem już pół godziny; tak korki w tym mieście są nawet w nocy. Zacząłem wyjeżdżać już z miasta, gdyż po mojej prawej stronie zaczął pojawiać się już las. Chwilę później w coś uderzyłem, a ja sam uderzyłem w drzewo. Cholera Styles, mówiłem, że to nie rozsądne. Na szczęście poduszka powietrzna zadziałała i teraz moja twarz dusiła się w tym białym czymś. Kiedy poduszka zaczęła opadać, a ja szybko ewakuowałem się z pojazdu. Tak, w chwilach kiedy chodzi o mnie jestem sobą zainteresowany. Egoista. Gdy wyszedłem z auta okazało się, że potrąciłem dzika. Pewnie z lasu debil wybiegł. Kurde, muszę coś zrobić, żeby media się nie dowiedziały; ewentualnie obrócę to w moje poszkodowanie. Wyjąłem telefon i wybrałem odpowiedni numer.                                                                                                                                  
- Paul, mamy problem – mruknąłem do „Pana Wiecznie Niezadowolonego z Jegomości Harry’ego Stylesa”
- Co znowu rozwaliłeś Styles? – jak zwykle zaczął się na mnie wydzierać. Idiota.
- No ja nic, to ten cholerny dzik wyskoczył mi na drogę. – równie gniewnie odpowiedziałem managerowi, a ten tylko westchnął.
- Zaraz kogoś tam wyślę, a TY – specjalnie zaakcentował to słowo – zaczekasz tam, dopóki ktoś się nie zjawi. I z góry uprzedzam Jegomościa, że nie interesuje mnie, że chcesz już spać, albo masz ochotę kolejny alkohol wypić w domu; bo wiem, że byłeś dzisiaj w klubie. Paparazzi już mają zdjęcia. Powiedziałem im, że założyłeś się z chłopakami, o ilość wypitego alkoholu w klubie. Mam nadzieję, że uwierzyli. A teraz dobranoc – i się rozłączył. Nawet nie dał mi wyrazić własnego zdania. Chyba śni, że ja tutaj zostanę. Mój dom jest obok i mam zamiar stąd spadać . Ktoś to posprząta i będzie po sprawie.
Po kilku minutach byłem już w moim salonie, gdzie rozłożyłem się na kanapie. Miałem ochotę na coś mocniejszego i wcale nie chodziło mi o alkohol. Chciałem odpłynąć. Tak, tego mi teraz trzeba. Gdzieś w kuchni znalazłem woreczek od ostatniego razu. Wysypałem część jego zawartości na blat stolika w salonie po czym uformowałem to w podłużny kształt. Już byłem gotowy wciągnąć część, ale zadzwonił dzwonek do drzwi. Cholerny dzwonek. Kto o tej godzinie może chcieć mnie odwiedzić?
Poszedłem otworzyć drzwi. Niestety za nimi nie ujrzałem jakiegoś specjalnie ciekawego widoku. Był to po prostu wściekły McCartney, który jak poparzony wleciał do salonu.
- Powiedziałem, że masz tam zaczekać – zaczął się wydzierać.
- Al… - już zacząłem moją wypowiedź, niestety koleś znowu mi przeszkodził.
- Nie obchodzi mnie Twoje „ale”. Miałeś się dostosować do mojego polecenia. Chociaż ten raz – ciągnął dalej swój monolog nadal złośliwie. Poszedł w głąb salonu i zaczął nerwowo po nim spacerować – jeśli można to tak nazwać oczywiście. W pewnej chwili zatrzymał się przy stoliku. Fuck.
– Ty bierzesz? – zaczął o dziwo spokojnie, pewnie nie na długo.
- Ja? Skądże, to tylko… - i nie byłem w stanie dokończyć  mojej wypowiedzi. Nie dlatego, że mi przerwał. Dlatego, że nie mogłem nic wymyślić. Spuściłem tylko głowę.
- Ty bierzesz? – ponowił swoje pytanie
- T-tak – odpowiedziałem ze spuszczoną głową.
- Dlaczego? – on jeszcze nie zaczął krzyczeć. Jakiś cud.
- Nie twój zasrany interes. – jak zwykle musiałem spieprzyć dosyć miłą atmosferę, która bardzo rzadko między nami występowała.
- Styles, próbuje być dla ciebie miły. Też mógłbyś czasami spróbować. To nie boli. Jutro o 10.00 widzę cię w moim biurze i nie słyszę żadnego sprzeciwu. Dostaniesz karę odpowiadającą Twoim wyczynom z ponad pół roku. – swoją jakże interesującą wypowiedź dokończył w spokoju.
- Ta jasne – odpowiedziałem z sarkazmem – Chłopacy się za mną wstawią, więc raczej wątpię, że coś ci z tego wyjdzie – co prawda nie byłem tego pewien, ale miałem nadzieję. W końcu są moimi przyjaciółmi prawda?
- Wierz w co chcesz młody, ale to był ich pomysł. Stwierdzili, że trzeba cię postawić do pionu, a jutro przedstawią mi swój pomysł. – powiedział i skierował się do wyjścia – Aha – zatrzymał się dotykając już klamki – lepiej się nie spóźnij, bo pożałujesz. – i wyszedł.
„Wierz w co chcesz młody, ale to był ich pomysł” – i ja miałem mu w to niby uwierzyć? Oni w życiu by czegoś takiego nie wymyślili. Chyba. 

Była już druga w nocy, czas iść spać. W końcu jutro na 10.00 muszę iść do tego zasranego biura. Kiedy kierowałem się w stronę moje sypialni usłyszałem dźwięk mojego dzwonka. Co tym razem? 
_________________________________________________
Wiem, że zapewne nikt tego na razie nie czyta, ale może ten rozdział Was zachęci. Bo wyświetlenia jakieś są. Więc, kto wie... W każdym bądź razie mam nadzieję, że się spodobało. Jeżeli więc jednak trafiliście na to bardzo proszę o skomentowanie ; ) 

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Prolog

Jeden zespół.
Jeden kierunek.
Pięciu  przyjaciół.
Tysiące podróży.
Tysiące koncertów.
Miliony fanów.
Wspólne chwile – zarówno te dobre, jak i te złe.
Wspaniałe przygody.
A w tym wszystkim on – Harry Styles. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych ludzi na świecie.
Ale co się stanie, gdy to co niegdyś kochał najbardziej na świecie, przestanie mieć dla niego znaczenie?
Zejdzie na drugi, czy trzeci plan?
Sława.
Bogactwo.
Pieniądze.
Co się stanie, gdy woda sodowa uderzy piosenkarzowi do głowy?
Co się stanie, gdy będzie chciał mieć każdą dziewczynę, której zapragnie na wyłączność nie  patrząc na konsekwencje?
Czy manager zdoła ukryć wybryki chłopaka przed światem?
Czy czterech przyjaciół starczy, by go z tego wyciągnąć?
Czy może jednak będzie trzeba posunąć się do szantażu młodej gwiazdy?
Co się stanie, gdy pozna pewną osobę?
Co się stanie, gdy…?

_____________________________________________________________

Heeejka xx Tak więc moje wczorajsze 2 minutowe myślenie przed snem dało owoc początku fanfiction - dzisiaj prolog. Mam pomysły na najbliższe rozdziały, które mam nadzieję, że Wam się spodobają ; ) Skomentujcie proszę, jeżeli chcielibyście to czytać, a jeżeli nie to ja po prostu zrezygnuję z tego : /

Bohaterowie

"Życie jest za krótkie, by tylko marzyć - zawsze trzeba walczyć o swoje"

Vanessa White "Van" -  17 letnia uczennica mieszkająca na obrzeżach Londynu wraz z rodzicami i młodszą sześcioletnią siostrą - Olivią. Jest niską - bo ma 160 cm - blondynką z długimi włosami. Ma jasne oczy, a jej znakiem szczególnym jest aparat na zęby, który nosi od roku. Ma mały tatuaż znaku nieskończoności na serdecznym palcu lewej ręki. Zrobiła go z myślą o swoim motto. Stopnie w szkole ma dobre, choć w domu nie uczy się za bardzo. Mimo, że - można tak powiedzieć - jest dobrą uczennicą lubi imprezować i nie boi się wyzwań. Można by rzec, że jest buntowniczką, jednak jej "drugie ja" nie często gości w prawdziwym świecie. Jej hobby jest muzyka i wszystko co z nią związane - taniec, śpiew, gra na instrumentach. Czasami również coś porysuje. Lubi podróże. Nigdy nie była zakochana, choć wśród chłopaków ma ogromne powodzenie i czasem z nudów lubi zabawić się ich uczuciami. Jej przyjaciółką jest Rosemary Chalmes, z którą są jednymi z popularniejszych w szkole.




"Imprezy i kobiety to moje nowe hobby."

Harry Styles - 19 letni piosenkarz znajdujący się w światowej sławy boysbandzie - One Direction. Niegdyś był pomocny, kochający, przyjacielski i kochał swoje hobby. Ale, jak to mówią; sława zmienia. Od jakiegoś czasu stał się bezuczuciowym dupkiem, dla którego jest ważna tylko i wyłącznie jego sława i pieniądze. Uważa, że pieniądze załatwią w życiu wszystko. Czasami dostosowuje się rozkazów managera, aczkolwiek jest to rzadkość i wykonuje je tylko dlatego, żeby nie wyrzucono go z grupy. Wie również, że jeżeli nie popełni "ogromnej zbrodni" nie wyrzucą go z zespołu, bo to na nim zbijają największą kasę. Codziennie inny klub, codziennie inna impreza i codziennie inna kobieta. Życie, którym wkurza innych członków zespołu i ich managera, który robi wszystko, aby jego wyskoki nie wyszły na światło dziennie w obawie przed stratą fanów. Zdarza się, że zagra w jakąś grę, w której straci nie mało funtów.Jednak on uważa, że to jego życie i może robić co chce. Dodatkowo, aby to udowodnić robi sobie coraz więcej tatuaży, które już przestały podobać się fanom. Egoista.




"Nie ryzykujesz - nie zyskujesz. Wszystkiego trzeba spróbować"

Rosemary Chalmes "Rosie" - 17 letnia uczennica mieszkająca w centrum miasta razem z rodzicami i starszym osiemnastoletnim bratem - Alex'em. Jest dosyć wysoką dziewczyną - 170 cm. Od dwóch lat regularnie farbuje się na różowo. Uważa, że ten kolor idealnie oddaje jej zwariowany styl życia. Chce wszystkiego spróbować, póki jest młoda, bo uważa, że później wszystko straci kolory. Na nadgarstku prawej ręki ma wytatuowane odlatujące ptaki, symbolizujące, że wszystko kiedyś odejdzie. Interesuje się również tańcem przez co większość czasu wolnego spędza razem z Vanessą. W nauce jest przeciwieństwem przyjaciółki. Jej rodzice często są wzywani do szkoły z powodu jej zachowania. Kocha imprezować i wyzwania - w tym są z Vanessą jak bliźniaczki. Jej chłopaków nie można by policzyć nawet na obu rękach, aczkolwiek wszystkie "miłostki" były tylko zauroczeniem. Ona i Van poznały się w wieku 6 lat na placu zabaw i od tamtej pory się ze sobą przyjaźnią.


"To fani są najważniejszą częścią zespołu"

Reszta One Direction - zabawni i pomocni. Chcą pomóc Harry'emu, ale jeszcze nie wiedzą jak. Codziennie snują plany, jak go  tego wyciągnąć. Tęsknią za starym Harry'm i mają po dziurki w nosie "nowego".
Kochają fanów i zawsze starają się z nimi pogadać, choć przez chwilę. Obawiają się, że nie zdołają odzyskać Harry'ego nim świat się dowie o jego wybrykach; bo w końcu kiedyś to ujrzy światło dzienne, prawda? 



Bohaterowie drugoplanowi:
- Paul McCartney - manager zespołu
- Sophia White - matka Vanessy
- Robert White - ojciec Vanessy
- Olivia White - siostra Vanessy
- Katherine Chalmes - matka Rosemary
- Tom Chalmes - ojciec Rosemary
- Alex Chalmes - brat Rosemary
- Alice Grephion - popularna dziewczyna w szkole Vanessy. Jest jej wrogiem. Fanka One Direction.
- Francessca Pierre - przyjaciółka Alice, również popularna. Jest francuzką, ale urodziła się w Wielkiej Brytanii. Lubi One Direction. 
_________________________________________________________

No więc to mniej więcej obsada opowiadania. Mam nadzieję, że wszyscy Wam pasują do nich. Chciałam jeszcze zwrócić uwagę na Harry'ego - nie uważam, że to jego zachowanie; jest wymyślony na potrzeby fanfiction. Uważałam, że najbardziej będzie pasował do tego fanfiction ; ) Mam nadzieję, że wszystkim się spodoba. :D