wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział 4

*Harry's P.O.V*

- Co to do cholery jest? - zapytałem głośno spoglądając po kolei na każdego z nich.
- To - zaczął Liam, który znikąd pojawił się przed moimi oczyma - to, mój drogi jest Twój nowy mundurek - dokończył, a ja spojrzałem na niego wzrokiem pełnym gniewu.
- Widzę co to jest idioto. A to było pytanie retoryczne - odparłem znowu podnosząc na nich ton. Tak, gdyby mój wzrok mój zabijać już dawno leżeli by trupem. - A po co to kurwa? - zadałem kolejne pytanie.
- Ja sądzę, że to pytanie retoryczne - powiedział Niall. Oj stary, nie zadzieraj ze mną.
- Ja pierdole. - powiedziałem głośno.
- Czy możesz być mniej agresywny? Nie zapominaj, że w tej chwili jeszcze; podkreślam słowo jeszcze, jesteś celebrytą. Szczególnie wśród młodych ludzi, a nawet dzieci. Nie powinieneś używać niestosownych słów. Rozumiesz? I nie odpowiadaj na to, to było pytanie retoryczne. - powiedział manager uśmiechając sie triumfalnie.
- Co wy z tymi pytaniami retorycznymi? - zapytałem - I nie, to nie było pytanie retoryczne!
- Sam zacząłeś - odpowiedział Louis.
- Ughhh. - wymamrotałem
- Ej, nie jest źle. - zaczął Zayn. Oh, doprawdy? - Musisz tylko pochodzić trochę do tej szkoły. - ciągnął dalej - i ją ukończyć. Oczywiście z miarę dobrym wizerunkiem. - dokończył
- Pamiętaj. Jesteś kujonem. K U J O N E M. Nie możesz być niegrzeczny. Musisz być trochę strachliwy i - mówił Niall, ale ja mu przerwałem
- Ja strachliwy? - zapytałem - Ja? Zdajesz sobie sprawę z tego, że to nie wyjdzie? Jak ktoś mnie wkurzy to mu przywalę - odparłem siadając na fotelu, który stał niedaleko garderoby.
- Powiedziałeś, że jesteś dobrym aktorem - dopowiedział manager - Więc bądź tym dobrym aktorem przez cały rok szkolny. - dokończył
- Tak więc, za kilka dni jest rozpoczęcie roku szkolnego i od tamtej pory Twoje imię i nazwisko to Marcel Smith. Idealnie prawda? - zapytał Louis.
- Na początku miałeś pochodzić z innego kraju. - zaczął Liam
- Wiesz, Włochy, Niemcy, Szwecja, Polska, czy coś. - ciągnął Zayn
- Ale stwierdziliśmy, że języka nie umiesz, więc to odpada - powiedział Niall
- Ej, francuski umiem. - broniłem moje umiejętności językowe
- Ale Francji nie uwzględnialiśmy - powiedział Lou
- Ughhh. - po raz kolejny dzisiaj wydałem z siebie dźwięk oburzenia.
- No więc. - zaczął manager - Panie Harry Styles.
- Marcel Smith - wtrącił Niall
- Tak, właśnie. - odchrząknął McCartney. - Panie Marcel Smith - zatrzymał się - powodzenia w szkole już niebawem - uśmiechnął się zwycięsko
- A walcie się wszyscy - wykrzyknąłem - Myślałem, że jesteśmy przyjaciółki - zwróciłem się do Nialler'a, Zayn'a, Liam'a i Louis'a
- Bo jesteśmy - powiedział Niall
- Chcemy Ci tylko pomóc - dokończył Liam
- Jeśli Wy to nazywacie pomo - zacząłem
- Tak, nazywamy to pomocą. Wierz, lub nie, ale ostatnio jesteś totalnym idiotą. - powiedział bez jakiegokolwiek zawahania Liam. Nie spodziewałbym się, że to właśnie od niego usłyszę takie słowa.
Po wypowiedzianym zdaniu przez Daddy'iego wszyscy opuścili mój pokój jednocześnie zostawiając mnie tam samego. Serio? W takiej chwili? Potrzebuję wsparcia tych przyjaciół, w końcu mam się niedługo uczyć. Znowu. Wróć. Jak ja mam być kujonem do cholery? Przecież nie byłem żadnym prymusem, żeby teraz wszystko wiedzieć. Ughhh...

Po godzinie rozpaczania z mojego losu na najbliższy rok, zszedłem na dół do kuchni w celu przyrządzenia sobie nocnej przekąski. Tak, było już grubo po północy, a ja urządzałem sobie wycieczkę krajoznawczą w lodówce. Sałata, jakiś ser, jogurty, pepsi... Po ujrzeniu samotnej puszki pepsi na jednej z półek postanowiłem ją przygarnąć i z niej zrobić moją "przekąskę". Wprawdzie nie byłem nawet głodny, więc to było idealne rozwiązanie, gdyż nie chciało mi się niczego przygotowywać.

31 sierpnia
Obudziłem się około południa. Boże, to już jutro. Nadal nie wierzę, że mam być jakimś idiotą i paradować w jakiś gejowskich ciuszkach po szkole. Dodatkowo, dzisiaj pojawi się u mnie stylistka, która uczesze mnie pierwszy raz na Marcela No tak, w końcu nie mogą poznać słynnego Harry'ego Stylesa. Idioci. Wszyscy.
Wcześniej zapowiedziana kobieta pojawiła się na progu mojego domu równo o godzinie szesnastej. Co za punktualność. Od jutra też muszę taki być. Dziewczyna miała ze sobą walizkę dosyć pokaźnych rozmiarów, swoją drogą z wszelkimi akcesoriami do make-up'u, którym zawsze nas torturuje. Mogła zabrać ze sobą tylko potrzebne rzeczy, ale po co; lepiej wziąć przyrządy, których używa do innych ludzi.

Anna, bo tak miała na imię owa kobieta ruszyła za mną do mojej garderoby.
- To teraz usiądź wygodnie, co? - zapytała
- Ta, jasne  - odparłem bez większego entuzjazmu.
- Może uśmiech jakiś, hm? - kolejne pytanie padło z jej ust. Ja jej tu nie zapraszałem i również ja nie wymyśliłem tego całego gówna.
- Nie, raczej nie - odparłem
- Przyjaciele się o Ciebie martwią, wiesz o tym - powiedziała wyciągając bodajże gumę do stylizacji włosów.
- Nie sądzę, by się o mnie martwili. Potrzebują rozrywki, więc to wymyślili. - zacząłem - A jeżeli tego nie wykonam wylecę z zespołu. - dokończyłem moje jakże twórcze zdanie polegające na powtórzenie słów managera.
- Zmieniłeś się - powiedziała tylko i zaczęłam ogarniać moje włosy - Ej, Harry, patrz chociaż jednym okiem jak to jest zrobione, jasne? - zapytała
- Czemu? - odpowiedziałem pytaniem, gdyż zdziwiły mnie jej słowa.
- No ty chyba nie myślałeś, że będę do Ciebie codzienne z rana przychodzić tylko po to, żeby Cię uczesać - powiedziała pewnym siebie głosem
- Tak właśnie myślałem - odparłem podpierając głowę o podłokietnik na krześle.
- Wyprostuj się - powiedziała - Nie Harry, będziesz to robił sam - dokończyła
- Yhm - mruknąłem

Po kilkunastu minutach czułem tą całą stylizację na głowie. Ile ona tego tam dała?
- Ta dam - powiedziała po założeniu na twarz kolejnego dodatku, którym okazały się okulary. Brzydkie okulary. Sklejone okulary. Jednym słowem - idiotyczne.  No proszę Was! Wy tak na poważnie? Modliłem się w duchu , aby okazało się to tylko głupim żartem. Niestety.
- Ty żartujesz, prawda? - spojrzałem na moje odbicie w lustrze.
- Nie, to twój nowy image jako ucznia. - odpowiedziała - No to ja się będę zbierać. Cześć. - powiedziała i ruszyła do drzwi. - Aha - zatrzymała się przy otwartych już przez nią drzwiach. - Te wszystkie rzeczy potrzebne do tego zostawiłam Ci na szafce - dokończyła i zamknęła za sobą drzwi, a ja po raz kolejny spojrzałem na siebie w lustrze. Nadal nie mogłem uwierzyć, że z takiego ładnego chłopaka zrobiła ze mnie... to.

Po umyciu głowy zszedłem do salonu, aby zobaczyć mój plan lekcji na najbliższe pół roku. No tak, jakoś wcześniej nie zainteresowało mnie to zbytnio. Wziąłem do ręki teczkę pozostawioną tu ostatnio przez McCartneya i wyjąłem plik kartek. Jakieś dokumenty i te sprawy. O, rozkład zajęć. Matma, historia, angielski, sztuka...  Po przejrzeniu stwierdziłem, że nie chce mi się kolejny raz robić tych wszystkich zadań i pisać tych wszystkich testów. To denerwujące. Gdzie czas na rozrywkę? 

W ten dzień poszedłem spać wyjątkowo wcześnie jak na mnie. Punkt 23:00 leżałem już w łóżku próbując zasnąć. Nie mogę zaspać. Nie ma mowy. Z powodu trudności z zaśnięciem, pewnie przez jutrzejszy dzień sprawdziłem jeszcze raz, czy, aby na pewno ustawiłem budzik. 6:30 - włączony.
Obróciłem się na drugi bok i spojrzałem w okno i nie wiedząc kiedy, myśląc - zasnąłem

Ughh... Kto dzwoni o tej porze? Przeciągnąłem palcem po czerwonym znaczku w celu wyłączenia dzwonka. Znaczy dla mnie bardziej plamce, gdyż miałem jeszcze lekko zamazany obraz i poszedłem dalej spać.

7:00 - McCartney. Znowu on? Czego ten koleś chce? 
- Czego znowu? - zapytałem agresywnie
- Jakie znowu? Uspokój się - zaczął - Po pierwsze dzwonie pierwszy raz i po drugie w celu sprawdzenia jak idą przygotowania do dzisiejszego dnia. - powiedział
- Dzisiej... - zacząłem - Ah, tak dzisiejszego. Pamiętam, oczywiście - odpowiedziałem szybko zdając sobie sprawę z aktualnego dnia.
- Domyślam się, że zaspałeś i właśnie Cię obudziłem - powiedział - Powinieneś mi dziękować - dodał
- Jasne, a jednorożce latają - mruknąłem
- Nie spóźnij się, bo wylatujesz. Pamiętaj - powiedział, po czym się rozłączył

Odłożyłem telefon i biegiem ruszyłem do garderoby. Na 8:30 jest uroczystość, a jeszcze dojechać tam trzeba. Dalej Styles, dalej.  


__________________________________________________

Okey, więc.... Ta dam! Jest rozdział. Tak jak chcieliście :) Mam nadzieję, że się spodoba, bo osobiście nie jestem do niego zbytnio przekonana. Miałam tyle pomysłów i nie wiedziałam jak to wszystko ubrać. XD
Z góry dziękuję za opinię ; )

3 komentarze:

  1. Cudo *o* Super że znowu piszesz tego bloga :**** Pozdrawiam. ;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeeeeeeeeeeeeej kocham, kocham, kocham tego bloga... jest suuuper... cieszę się,że postanowiłaś go kontynuować.. nie mogę się doczekać następnego... :***

    OdpowiedzUsuń
  3. ten blog jest świetny ,pisz dalej bardzo Cię proszę ;( <3

    OdpowiedzUsuń